sobota, 21 września 2013

Anioł cz.II



     W małym, szarym i zimnym mieszkaniu Any była tylko mała kuchnia, jeszcze mniejsza łazienka i dwa nieduże pokoiki. Jeden z nich służył jako salon, gdzie Ana, choć nie często i niechętnie, przyjmowała gości. Był większy, miał czystsze okno i jakoś mniej było w nim tej wszechobecnej szarości. Szarość była wszędzie. Choć farby, które kupowała w sklepie miały kolory, przyniesione do domu okrywały się szarością. Szarość nie dawała się zmyć żadnymi detergentami, zamalować, ani odkurzyć. Wszystko na wskroś było nią przesiąknięte. Ana uważała, że to dowód na istnienie złych mocy, które w niezwykle złośliwy sposób uprzykrzały jej życie.
     Drugi pokój był sypialnią. Any, a czasami także Bruna. Był też garderobą, bowiem często można było tam spotkać jakieś zabłąkane części stroju, które kobieta zrzucała z siebie wracając z nocnego dyżuru. Jedynie w tym pokoju popielate powietrze nie przeszkadzało tak bardzo, jak gdzie indziej. Było przytulnie i sennie. W sam raz.
     Ana była młodą, ładną i inteligentną kobietą, choć sama nie uważała się za nikogo szczególnego. Od dziecka dorastała w cieniu siostry, która była lepsza pod wszystkimi względami. Była ładniejsza, bystrzejsza, mądrzejsza, bardziej uzdolniona, bardziej kochana, częściej uśmiechnięta, nie taka skryta, nie taka cicha. Lisa i Ana były bliźniaczkami. Obie miały kasztanowe loki, błyszczące, czekoladowe oczy, lekko kwadratową buzię obsypaną szczyptą piegów i duże jedynki. Do siódmych urodzin nosiły identyczne ubrania, fryzury i identyczne uśmiechy, do czasów liceum chodziły do tej samej klasy, do studiów mieszkały w tym samym mieście. Ale z każdym dniem różnica pomiędzy nimi stawała się coraz wyraźniejsza, a przepaść się pogłębiała. Lisa od dzieciństwa była podziwiana za niezwykłą urodę, a Ana, choć zgodnie uważano, że są z siostrą podobne jak krople wody, zawsze była tą brzydszą. Kiedy w szkole organizowano przedstawienia, Lisa grała główną rolę, a Ana pomagała za kulisami. Lisa zawsze była podziwiana. Najładniej w rodzinie śpiewała, najładniej pozowała do zdjęć. Wróżono jej karierę aktorki lub modelki. Ana za to była cicha i często czytała książki. Była dobrą uczennicą, ale nie brała udziału w konkursach, trzymała się z boku, a nazwisko jej siostry figurowało na dyplomach, w gazetach i na stronie szkoły. Były podobne, ale różne. Nikt ich nigdy nie pomylił. Pani w szkole od pierwszego dnia potrafiła je rozpoznać.
     Mimo wszystko dziewczynki były prawie zawsze nierozłączne i najlepiej czuły się w swoim towarzystwie. Cały czas były dla siebie nawzajem najlepszymi przyjaciółkami. Lisa zdawała się kochać Anę bardziej niż Ana Lisę. Dzieliła się z nią wszystkimi sukcesami i wszystkimi lękami, powierzała każdy sekret i każdą myśl.
    W liceum ich drogi się rozeszły. Lisa wybrała klasę artystyczną. Nie miała już na koncie większych sukcesów wytyczającą jej prostą drogę na scenę teatralną, ale granie to jedyna rzecz, którą zajmowała się od dziecka. Ana do ostatniego momentu była niezdecydowana. Nie wiedziała czy wybrać pracę bankowca, zostać businesswoman czy może pomagać ludziom jako lekarz. Rodzice uważali, że nie wie czego chce w życiu, więc niczego nie osiągnie. W końcu wybrała klasę medyczną i coraz więcej czasu spędzała na nauce.
     Wtedy właśnie Ana i Lisa zaczęły się od siebie oddalać. Gdy pierwsza z sióstr uczyła się anatomii na wypożyczonym ze szkoły modelu, jej siostra poznawała szczegółowo męską anatomię na żywym okazie.
    – To jest Thomas – powiedziała kiedyś Lisa z przeogromnym uśmiechem na twarzy ściskając dwoma rękami dłoń rosłego młodzieńca.
Ana spojrzała na misternie ułożone blond włosy, błękitne oczy, z których biła pewność siebie, czerwoną koszulkę opinającą umięśniony tors, następnie na dżinsy chłopaka i szybko odwróciła głowę wiedząc, że jej twarz przypomina barwą bluzkę nieznajomego.
    – Cześć – powiedziała wtedy i było to jedyne słowo jakim odezwała się do obiektu swoich westchnień. Obiecała sobie, że nigdy nie będzie z żadnym mężczyzną.
    Nie doszłoby do tej sytuacji, gdyby Ana nie była tak skryta i mówiła siostrze o swoich marzeniach, tak jak ona to robiła. Ale jakby to miało wyglądać? Ana nie potrafiła mówić o marzeniach. Czasami nawet wątpiła, czy je ma.
    – Nie można wstydzić się własnych marzeń i uczuć – mówiła jej czasami babcia. Jedyna osoba, która tak naprawdę znała Annę. – Są twoje. Nosisz je w sercu i jedyne co możesz zrobić, to dążyć do tego, by się spełniły.
Ana uważała, że babcia jest mądrą kobietą. Wychowywała ją i Lisę od kiedy ich rodzice zginęli w wypadku samochodowym na trasie z Hamburga do Berlina. W styczniu. Dziewczynki miały wtedy sześć lat.
   – Czy mama była zmęczona? – spytała Lisa ciągnąć babcię za rękę i spoglądając na nią z oczekiwaniem. Babcia, która ocknęła się z zamyślenia spojrzała na wnuczkę ze zdziwieniem. – Ksiądz powiedział, że Bóg zabrał mamę na odpoczynek do nieba, czy to dlatego, że była zmęczona? Dlatego zakopali ją tak głęboko, bo tam jest spokój? – pytała dalej dziewczynka.
Babcia nie wiedziała co odpowiedzieć.
    – Na spoczynek, nie odpoczynek – powiedziała Ana.
Lisa łypnęła na nią wzrokiem.
    – Co to spoczynek, babciu? – spytała ciągnąc starszą panią za rękaw.
Kobieta nabrała powietrza w płuca zerkając na wlepione w nią dwie pary czekoladowych oczu.
   – Bóg ma plan dla każdego z nas. Kiedy uzna, że na kogoś już czas, wzywa go do siebie – powiedziała.
    – Ale mama nie była zmęczona – powiedziała z uporem Lisa. – Wystarczyło, że tata pomasował jej stopy. Czemu ty babciu, nie jesteś zmęczona, chociaż jesteś już stara?
    Starsza pani westchnęła głęboko. Anę poraziła bezpośredniość siostry.
    Śmierć rodziców wpływa na dzieci. Nie ważne czy mają sześć lat czy szesnaście, czy przygarnia je babcia, czy lądują w domu dziecka – stają się sierotami i od tej pory nikt nie kocha ich tak jak matka.
Może dlatego życie Any było takie puste?
    Lisa spędzając wolny czas z Thomasem, kapitanem szkolnej drużyny piłki nożnej, przestała żyć swoimi marzeniami. Czasami wieczorem opowiadała siostrze o przyszłości. Nie była to jednak przyszłość Lisy i Ana o tym wiedziała. Była to przyszłość Thomasa, który miał szansę stać się drugim Bastianem  Schweinstaingerem.
    Przyszłość Any układała się coraz bardziej klarownie. Wiedziała, że po skończeniu szkoły pójdzie na uniwersytet i dalej będzie zgłębiać tajniki ars medica. Przyszłość Lisy natomiast była coraz bardziej mętna. Całkowicie straciła jakąkolwiek przejrzystość, gdy ta wyjechała z Thomasem do Monachium.
    Studia Any trwały sześć długich i szarych lat, podczas których coraz szczelniej zamykała się w swoim kokonie. Nie miała znajomych, nie wychodziła do pubów, mieszkała na stancji u starszej pani, która w końcu postarzała się tak bardzo, że aż umarła i zostawiła Anę z mnóstwem kłopotów. Starsza pani nie miała rodziny. Miała tylko Anę i mieszkanie, w którym obie spędzały długie wieczory siedząc w pokojach oddzielonych cienką ścianką i wsłuchując się we własne oddechy. Przez sześć lat nie wymieniły między sobą więcej słów niż było to konieczne. Po śmierci starszej pani Ana wylała więcej łez niż była w stanie sobie wyobrazić, sprzedała mieszkanie i zapłaciła za pogrzeb, a za resztę pieniędzy kupiła obskurną kawalerkę.
    Z Lisą spotykały się rzadko. Były to zazwyczaj upalne dni w altanie u babci Molly, do której obie kochały przyjeżdżać. Lisa przyjeżdżała z Thomasem, sama, znowu z Thomasem, z Thomasem i brzuchem, z zaproszeniem na ślub, w końcu z małym Johnem. Życie Any było wypełnione książkami, zapachem starego mieszkania i ciszą, życie Lisy opierało się na niekończących podróżach, śmiechu, pijatyce i wiecznej zabawie. Miały dwadzieścia siedem lat, były zupełnie inne, ale nadal wyglądały podobnie.
    – Kto by pomyślał, że to siostry – mówiono.
    Oddaliły się od siebie, ale dla Any wciąż to Lisa była najlepszą przyjaciółką.  Nie licząc babci Molly.
    – Lisa przyjedzie na święta – powiedziała babcia któregoś niedzielnego popołudnia przy obiedzie. Niedziela była jedynym dniem, który Ana mogła poświęcić na odpoczynek. Kiwnęła głową przeżuwając kęs lasagne, którą przyrządziła. To nie była żadna nowość. Lisa co roku przyjeżdżała na święta. Ana przyjęła tę wiadomość z obojętnością.
    Przez chwilę słychać było stukanie sztućców o szkło i mlaskanie, a w tle tykanie wielkiego, starego zegara ściennego babci. Mieszkała w tym samym mieście, ale jej życie było takie niepasujące, uporządkowane.
    – Chyba zrobię pieczeń – dodała babcia przyprawiając słowa w delikatny uśmiech. – Pomożesz mi? Nie jestem już taka młoda.
    – Oczywiście babciu – odparła Ana odwzajemniając ciepły grymas babci, od którego od razu zrobiło się milej, bardziej rodzinnie. W tym momencie można by zacząć wspominać stare czasy, opowiedzieć jakąś rodzinną historię lub powiedzieć o kimś coś zabawnego i wybuchnąć śmiechem. Jednak Ana i babcia Molly były raczej z tych ludzi, którzy wspominali cicho, w myślach i uśmiechali się sami do siebie siedząc w bujanym fotelu przy kominku. Obie więc spuściły wzrok i zajęły się swoimi talerzami.
    Ana, od kiedy pamięta, pomagała babci przyrządzać pieczeń. Obie z Lisą pomagały. Jako małe dziewczynki spędzały w kuchni dużo czasu eksperymentując z potrawami. Na święta razem ubierały choinkę, razem piekły pierniczki i wypatrywały na niebie pierwszej gwiazdki.
    – Już jest! – krzyczała Lisa biegnąc do babci.
Ana podążała za nią.
    – Babciu, to ja pierwsza zauważyłam, tylko nie zdążyłam powiedzieć – mówiła.
Babcia głaskała je po kasztanowych głowach i mówiła, że czas na wigilijną wieczerzę. Cały wieczór mijał w oczekiwaniu na prezenty, które czasami były tuż po kolacji, innym razem dopiero rano.
    – Dlaczego babciu? – pytały dziewczynki.
   – Święty Mikołaj ma dużo  pracy – odpowiadała Molly. – Niektóre dzieci czekałyby znacznie za długo na prezenty, czasami więc zaczyna je roznosić z jednej strony miasta, a czasami z drugiej. Na zmianę, by było sprawiedliwie.
Dziewczynki kiwały ze zrozumieniem głowami, wierząc, że Święty Mikołaj wie co robi.
    Ana wspominała czasy gdy wierzyła w Świętego Mikołaja z uśmiechem. Dobrze było żyć z poczuciem, że jest ktoś o wielkiej mocy, kto o tobie pamięta i będzie zawsze, nawet, gdy zabraknie rodziców czy babci. On mógł wtedy zaopiekować się dziewczynkami, tak jak troszczy się o każde dziecko na świecie w Boże Narodzenie.
     W tamtym czasie Ana wierzyła także w Anioła Stróża, który stał za nią i zawsze miał na oku, by nie zrobiła sobie krzywdy. Wiedziała, że nigdy nie jest sama. Czasami rozmawiała ze swoim Aniołem i dziękowała mu za tę obecność, jak nauczyła ją babcia:

Aniele Boży, stróżu mój
Ty zawsze przy mnie stój…

    – Co za głuptas – powiedziała pewnego razu Lisa. – Nie ma aniołów. Wierzysz w to, że on tak zawsze za tobą stoi?
Ana przytaknęła, choć nie była pewna po tych słowach siostry wypowiedzianych z takim przekonaniem.
    – A kiedy je? Musi chodzić na zakupy, a po za tym co jeśli zachce mu się siusiu? – pytała Lisa. – A jeśli ty jesteś w toalecie, chyba nie chciałabyś, żeby ktoś na ciebie patrzył?
    To zachwiało wiarą Any w anioły. W nocy śniła pierwszy koszmar o tym, jak opuszcza ją jej anioł, a ona zostaje sama na świecie. Babcia tuliła do piersi płaczącą dziewczynkę, a Lisa siedząca obok na łóżku uśmiechała się pobłażliwie.
    – Głuptas. Nigdy nie miałaś anioła – mówiła. – Nikt cię nie opuścił. Prawda, babciu?
    Dla Any uśmiech siostry mógł oznaczać tylko jedno – to ona odebrała jej anioła.
    Odtąd Ana spała gorzej, wyrosła z wiary w Świętego Mikołaja oraz Anioły. Wiedziała, że nikogo nie ma ani za nią, ani przy niej. Są tylko babcia i Lisa.

3 komentarze:

  1. Ok. Poczuwam się do obowiązku skomentowania tego rozdziału po jego przeczytaniu. ;) Cóż według mnie wypada gorzej od pierwszego, ale bez wątpienia wiele wnosi do rozwoju przyszłej fabuły jak i ogólniej charakterystyki postaci. Teraz Ana jest jeszcze bardziej intrygującą dla mnie postacią, i jeszcze jej przeciwieństwo Lisa. :) Heh nie mogę się doczekać jakoś konfrontacji tych dwóch osób.

    Co do Any to wydaje mi się jakaś dziwna, aczkolwiek tak jak mówiłem bardzo mnie intryguje jako osoba. Nie mogę się doczekać aż zapoznasz nas dalej z jej skrytą osobowości i pokrótce wyjaśnisz co kryje się w jej umyśle. Bo jej spojrzenie na świat jakoś bardzo mnie interesuje. I chcę wiedzieć więcej, coraz więcej, więc z niecierpliwością wyczekuje kolejnych rozdziałów. :)

    Co do reszty to nadal rzucają mi się w oczy jakieś drobne błędy interpunkcyjne, ale widzę poprawę w stosunku do poprzedniego rozdziału. Jednak jakoś bardziej podobał mi się tamten. No i w sumie nie mam się chyba już więcej do czego doczepić

    Pozdrawiam Punish

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I dobrze, że nie masz do czego, ten rozdział jest po prostu świetny. :D Mi też się ten rozdział bardziej podoba od poprzedniego. Dzięki niemu poznajemy bliżej Ane, która teraz wydaje mi się bardzo nieszczęśliwą dziewczyną. Dziewczyną, która nigdy nie poznała smaku prawdziwej miłości, bo wolała siedzieć z nosem w książkach. Cóż mam nadzieję tylko, że spotka jakiegoś miłego faceta, który wniesie do jej szarego życia nieco szczęścia. :D

      Usuń
  2. A mi się ten rozdział podobał bardziej od poprzedniego. Poznajemy bohaterkę, jej przeszłość, rodzinę. Wydaje mi się bardzo zagubiona już od najmłodszych lat i w moim mniemaniu nie jest to dobre. Skryta, zamknięta w sobie, nieśmiała... Nie ma czego zazdrościć.Wydarzenia z przeszłości na pewno to wszystko pogłębiły, a mieszkanie w obskurnej, szarej kawalerce na pewno nie napawa optymizmem.
    Mam nadzieję, że pojawi się w jej życiu ktoś kto rozświetli ten mrok:)

    OdpowiedzUsuń